Portret małżeński zamówiła Pani z okazji kolejnej rocznicy
ślubu. Dla Pana miała to być niespodzianka. Nie było zdjęcia na którym szacowna
para byłaby w odpowiedniej pozie. Należało dyskretnie napstrykać wiele ujęć, z
których dałoby się coś wybrać. A i tak, z tego co mi dostarczono, musiałem
zrobić sklejkę dwóch indywidualnych zdjęć. Na początku chciałem wydłubać coś w
stylu Dudy-Gracza z tłem ukazującym zainteresowania portretowanych. W trakcie
szkicowania stwierdziłem jednak, że będzie to zbyt barokowe i
napuszone…Postawiłem na prostotę i światłocień jasnej lipowej deski. Takie
płaskorzeźby wybronią się nawet przy słabym oświetleniu. Tylko jedno jest
ważne. Podaję, z którego miejsca ma padać na portret światło. Jest to kierunek
oświetlenia płyty w trakcie rzeźbienia. To w takich warunkach próbowałem
uzyskać podobieństwo osób portretowanych…Wystarczy dać oświetlenie z innej
strony i już cienie leżą inaczej i już eksponuje się coś innego.
Praca podobno się podobała…
Dzisiaj gdy o tym piszę jest mi smutno, bo portretowanego nie ma już wśród nas…
Widocznie w tamtym, lepszym świecie, też potrzebowali projektantów…