Wczoraj, w czasie spaceru do lasu znów odwiedziliśmy naszą
starą znajomą lipę. Znamy się od ponad 30 lat. Kiedy ją zasadzono, albo zasiała
się sama? Dendrolodzy na pewno potrafią to określić. Na pewno jest co najmniej
wiekowa. Mam wrażenie, że to dzięki naszym staraniom uzyskała status pomnika
przyrody. Od początku naszej znajomości miała potężną dziuplę. Ktoś tam chyba
kiedyś nawet podpalił ją od środka, ciągle penetrują ją mrówki. Ale trwa…
Niesamowity w swej budowie okaz z pokrytą olbrzymimi guzami korą. Gdyby ktoś
chciał przedstawić w sposób materialny ducha lasu, to nasza znajoma powinna być
pierwsza w kolejce.
Z racji mojego zamiłowania do dłubania, darzę lipy
szacunkiem, ba, to są moje ulubione drzewa… Znam dobrze zapach lipowego drewna.
Tego po ścięciu i tego po kilkudziesięciu latach składowania. Stworzone dla
rzeźbiarzy, owiane mgiełką legend i wierzeń dawnych ludów, dające schronienie
ptakom i pokarm pszczołom. Były sadzone przy dworach szlacheckich z okazji
urodzin dzieci. W całej Polsce można spotkać wiele lip- pomników przyrody i
historii zarazem. Drewno lipowe towarzyszyło człowiekowi od urodzin do śmierci.
Wykonywano z niego kołyski i trumny, łyżki, skrzypce i inny sprzęt codziennego
użytku. Wywarem z kwiatów lipy leczono chorych. W cieniu tego drzewa poetą stał
się Jan Kochanowski. Polska "opływała" miodem dzięki lipowym borom.
Miód był eksportowany nawet do Anglii. Dzisiaj, w erze postępu technicznego,
słowo "lipa" ma określać coś mniej wartościowego. Spójrzmy jednak na
zdjęcia. Czy można obok niej przejść obojętnie? A cóż piękniej zwiastuje
nadejście lata jak nie upojny zapach lipowego kwiecia?
Przy okazji zawitaliśmy po raz kolejny nad leśne jeziorko. Za parę lat
będzie już tylko wspomnieniem łowionych tam kiedyś karasi. Zarasta…Przemija jak
i my…