niedziela, 7 czerwca 2015

Wypocone koty...


Czasem droga od projektu do realizacji jest krotka i przyjemna. Innym razem papier ściele się gęsto zanim odkryję coś, co zaczyna mi się podobać... Tak było z parą nastroszonych ze względów nietowarzyskich kocurów.  Pierwsza wersja ( nazwijmy ją witrażową) powstała jak to mi się czasem
zdarza, od jednego pociągnięcia ołówka...  




Pewnie ta wersja jest zresztą najlepsza... Ale... Pomyślałem sobie, że oglądacz może sobie pomyśleć, że ten górny kot stoi na tym dolnym.. No i zacząłem przerabiać...



Już nawet wyryłem tę wersję w linoleum, ale format ni w pięć ni w dziesięć... Poza tym moja metoda odbijania za pomocą łyżeczki nie pozwala na uzyskanie czystego tła bez śladów dłuta. No więc dodałem scenerię opuszczonego zrujnowanego domu, w którym rządzą szczurołapy o nieustalonej dotychczas pozycji w kociej hierarchii. Niby to się trzyma kupy, ale pozostaje niedosyt w stosunku do pierwszej wersji... Brak mi tu świeżości i charakterystycznego dla przebłysku myśli ducha...Proszę ocenić po swojemu...Oto kilka odbitek...






1 komentarz:

  1. Świetne te linoryty! Jeśli chodzi o barwy papieru to najbardziej mi się podoba na tym fiolecie. Wydaje mi się, że to, iż zamiast praski robiłeś łyżeczką to dodało do tych prac czegoś ciekawego, przez to te odbitki są bardzo ciekawe i trochę mroczne'. Ja również muszę wrócić do 'rylcowania' :) Od projektu do ostatecznej wersji to czasem długa droga jest (przynajmniej w moim przypadku) ale świetnie, że Tobie udało sie zakończyć :)
    Pierwsza wersja również interesująca - taka czysta!

    OdpowiedzUsuń