wtorek, 17 stycznia 2012

Klezmer clock

Gdyby współczesnego pięciolatka przenieść w lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku zanudziłby się na amen. Ani komputerów, ani telewizji, nie mówiąc już o reszcie gadżetów które swoją obecnością wypełniają ten świat. Trudne do uwierzenia, że dla mnie wielką radość sprawiał czysty zeszyt w którym mogłem rysować. Z tamtych lat pewnie został u mnie sentyment do bieli i czerni z wszystkimi walorami pośrednimi. Bardzo lubię wszelkie techniki graficzne ubogie pod względem kolorystycznym, ale przez to zmuszające do większego wysiłku kompozycyjnego.
Dziś prezentuję jeden z moich ostatnich zegarów z  zespołem klezmerskim. Wydaje się, że chyba kończę z realistycznym przedstawianiem rzeczywistości. Troszkę delikatnie, ale odchodzę od kopiowania natury. Nie zależy mi na ciągłym udowadnianiu, że potrafię to robić.
Już kiedyś o tym chyba pisałem, że bardziej mi się  podobają akwarelowe impresje niż olejne dopracowane fotografiopodobne widoki. Przypomina mi się dowcip o góralu, który widząc siedzącego w plenerze malarza zajętego wiernym  odtworzeniem widoku gór, mówi do artysty z przekąsem, że  gdyby nie zostawił w domu aparatu fotograficznego, to nie musiałby się tak teraz tak męczyć…





1 komentarz: