W miejscowości, w której na dobre i złe zapuściłem korzenie już dwunasty rok z rzędu odbywa się wojewódzki przegląd twórczości chórów w większości składających się z pań. Tematyka, jakże by inaczej, traktuje o miłości. Jak dotychczas wyłącznie damsko-męskiej ... Tak mi się przynajmniej wydaje... Dla mnie ten festiwal, to możliwość zaprojektowania i wykonania statuetki przedstawiającej zakochanego wróbla ( ten niepozorny ptaszek kocha jak prawdziwy Don Juan...) Musi się on skomponować z jakimś symbolem muzycznym. Co roku jest inny. Tak więc tegoroczna odsłona:
sobota, 30 maja 2015
wtorek, 19 maja 2015
Róża o zapachu śledzi...
Jako rzeźbiarz na zwolnieniu ( bez lekarza wystawiłem sobie L4...) mam chwilę czasu by wrócić do tych prac, które wydłubałem, ale jaszcze nie skatalogowałem w blogu. Dzisiaj róża... Przypominam sobie takie czasy, gdy trafiało się w jeziorze na "gniazda" ryb. Było ich tam pełno. Kłębiły się tworząc przestrzenne kule kojarzące się ze wspaniałymi różami... Tak mi się to przypomniało, gdy któregoś wieczoru projektowałem kolejne płaskorzeźby. No i przyszedł czas na realizację. To się tak prosto mówi - zrób różę, której płatkami będą ciała np uklejek... Trzeba je jednak tak poustawiać, żeby przypominały ten piękny kwiat. Trochę mi czasu upłynęło na tej łamigłówce. Rysunek rysunkiem, ale później trzeba to przestrzennie umiejscowić w lipowej desce. No dobra, dosyć bajania. Wyszło takie coś...
Wymiary płyty: 59cm x 53cm
poniedziałek, 18 maja 2015
Linorytowa twarz
Zanim sobie nie uświadomiłem, że nie mogę dłubać nawet małymi dłutkami, ( tak sobie kombinuję, za co mnie pokarało? ) wyciąłem w kawałku starej podłogi twarz. To miało być doskonalące ćwiczenie w opanowaniu techniki przedstawiania portretów za pomocą uproszczeń światłocieniowych. Jak zwykle, z pewnych fragmentów jestem zadowolony, a z innych ( w większości) mniej... Pokombinowałem, że fajnie byłoby dodać pewne elementy geometryczne, które urozmaiciły by obraz... Po wydruku okazało się ,że "wyszedł" mi portret Indianina z plemienia Azteków, który przygotowuje się na ścieżkę wojenną... I cóż... Tu się nie da jak w komputerze zrobić "cofnij"... Pooooooszło w świat...
Mam nadzieję, ze ta nauczka zaprocentuje na przyszłość....
niedziela, 17 maja 2015
Tango
Taniec w którym para jak chyba w zadnym innym stanowi integralną całość zmieniającą co chwila swój kształt w rytm muzyki. Utrwalić tę jedną chwilę, w której zmieściła by się definicja tanga, jego specyfika i dynamika... Trochę papieru i ołówka zmarnowałem, zanim znalazłem coś, co w miarę oddaje mój zamysł. Właściwie to projekt witrażu... Kto wie może i za to się zabiorę... Na razie linoryt. Tak sobie myślałem, że małymi dłutkami, to tak niepostrzeżenie uda mi się oszukać chorą rękę... Ale chyba pozostanie mi tylko operowanie ołówkiem i pędzlem...
Wśród zamieszczonych odbitek jest też taka na papierze z zapisem nutowym znanego przeboju. Żadna to nowość... "Zerżnąłem" od innych... Dzięki im z to...
poniedziałek, 11 maja 2015
Zagłębiam się...
Prawdziwi artyści linorytu potrafią świetnie operować światłocieniem. Mówię oczywiście o tych, którzy wykorzystują tylko czarną farbę do druku na różnych podkładach. Podziwiam świetne exlibrisy - miniaturowe dzieła sztuki służące do znakowania własnych księgozbiorów. Chciałoby się też tak... Ale ponieważ nie od razu zbudowano Kraków, tak i ja wyposażony w ładunek cierpliwości czołgam się ku ideałom...
Mój ulubiony temat rzeźbiarski to grupa muzyków dynamicznie powyginanych w takt melodii, którą wydobywają ze swoich instrumentów. Próbuję wykorzystać jeden z moich projektów na płaskorzeźbę właśnie do linorytu...
A oto efekty na różnych papierach... Ich kolor często wpływa na odczucia przy odbiorze...
niedziela, 10 maja 2015
Przychodzi taki czas...
Kiedy człowiek zbytnio się zapomni i sądzi, że może jak maszyna po kilkanaście godzin dziennie walić pobijakiem w dłuto... Przychodzi taki czas, gdy natura mówi "nie"... Po kilku dniach bezczynności staje się to nie do wytrzymania i trzeba znaleźć inne zajęcie żeby nie zwariować...
Zawsze fascynowała mnie grafika, szczególnie w wydaniu czarno-białym... Czegoś tam spróbowałem na studiach w profesjonalnej pracowni... Ale cóż ja mogę począć w domowych warunkach, gdzie tylko dłutek mam pod dostatkiem... Gdzieś tam jeszcze miałem wyżymaczkę od starej pralki "Frania", która zastępowała prymitywną prasę. Ale zniknęła jak na złość... Całe szczęście, że nie pozbyłem się kawałków starego linoleum z kuchennej podłogi.
Tak więc linoryty czas zacząć. Odszukałem resztki czarnej farby drukarskiej, wałek graficzny i zacząłem przeglądać moje szkice do rzeźb z myślą o wykorzystaniu w nowej technice.
Na pierwszy ogień poszła trójka koni w szaleńczym galopie. Trzeba było tak je zróżnicować "kolorystycznie", żeby były jednoznacznie widoczne w tłoku". Piszę "kolorystycznie" choć mam do dyspozycji tylko czarną farbę... Zaraz to jednak się wyjaśni.
Projekt rysunkowy:
Teraz przenieść go na linoleum i dłutka do roboty... Nanieść wałkiem farbę na wykonaną matrycę, przyłożyć kartkę papieru i mozolnie łyżeczką od herbaty dociskać centymetr po centymetrze całość...
No i wreszcie moment oderwania papieru od matrycy...
Teraz inne kolory papieru i znowu żmudne dociskanie...
Pozostało oprawić w antyramy i na ścianę...Tak, tylko na którą, bo wszędzie rzeźby... A więc do kąta...
Subskrybuj:
Posty (Atom)