niedziela, 10 maja 2015

Przychodzi taki czas...


Kiedy człowiek zbytnio się zapomni i sądzi, że może jak maszyna po kilkanaście godzin dziennie walić pobijakiem w dłuto... Przychodzi taki czas, gdy natura mówi "nie"... Po kilku dniach bezczynności staje się to nie do wytrzymania i trzeba znaleźć inne zajęcie żeby nie zwariować...
Zawsze fascynowała mnie grafika, szczególnie w wydaniu czarno-białym... Czegoś tam spróbowałem na studiach w profesjonalnej pracowni... Ale cóż ja mogę począć w domowych warunkach, gdzie tylko dłutek mam pod dostatkiem... Gdzieś tam jeszcze miałem wyżymaczkę od starej pralki "Frania", która zastępowała prymitywną prasę. Ale zniknęła jak na złość... Całe szczęście, że nie pozbyłem się kawałków starego linoleum z kuchennej podłogi.
Tak więc linoryty czas zacząć. Odszukałem resztki czarnej farby drukarskiej, wałek graficzny i zacząłem przeglądać moje szkice do rzeźb z myślą o wykorzystaniu w nowej technice.
Na pierwszy ogień poszła trójka koni w szaleńczym galopie. Trzeba było tak je zróżnicować "kolorystycznie", żeby były jednoznacznie widoczne w tłoku". Piszę "kolorystycznie" choć mam do dyspozycji tylko czarną farbę... Zaraz to jednak się wyjaśni.
Projekt rysunkowy:


Teraz przenieść go na linoleum i dłutka do roboty... Nanieść wałkiem farbę na wykonaną matrycę, przyłożyć kartkę papieru i mozolnie łyżeczką od herbaty dociskać centymetr po centymetrze całość...
No i wreszcie moment oderwania papieru od matrycy...


Teraz inne kolory papieru i znowu żmudne dociskanie...




Pozostało oprawić w antyramy i na ścianę...Tak, tylko na którą, bo wszędzie rzeźby... A więc do kąta...



2 komentarze:

  1. ... kątów ci u mnie dostatek ... kiedy już Twoich zabraknie !

    OdpowiedzUsuń
  2. podejrzewałam że to drzeworyt ...
    wspaniała robota i to eksperymentowanie z tłem !!!!
    podziwiam

    OdpowiedzUsuń