Mnie teczka kojarzy się ze szkołą, jako że tam spędziłem większość swego życia. Z osobnika uciskanego przez system oświaty zamieniłem się w belfra po drugiej stronie barykady. Zawsze jednak była ze mną torba z podręcznikami i z drugim śniadaniem. Do czasu kolejnej, pamiętnej reformy oświaty. W mojej dyplomatce naczelne miejsce zajęły
teczki z dokumentacją związaną ze spełnieniem wymagań na kolejny stopień awansu zawodowego nauczyciela. Szczyt idiotyzmu. Temat mogą zrozumieć tylko ci, którzy się o to otarli. Doprawdy trzeba mieć dużo siły i samozaparcia by przebrnąć tę drogę usłaną stertami papierów posegregowanych w odpowiednich zakładkach teczki... Waga mego ekwipunku zaczęła dorównywać siłą przyciągania ziemskiego tornistrom uczniów klas młodszych, którzy do szkoły wynoszą wszystko, co im wpadnie w ręce.
Nie powinno więc nikogo dziwić, że wydłubałem osobnika w pozie ciężarowca dźwigającego sztangę, na gryfie której wiszą dwie torby...
Na koniec trochę weselej.
Początkująca nauczycielka, obładowana materiałami dydaktycznymi spotyka w drodze do szkoły swoją starszą koleżankę. Ta żwawo kroczy z modną kosmetyczką pod pachą.
- Ja to ci zazdroszczę, nie musisz tego nosić co ja, bo masz to wszystko w głowie - mówi młoda przedstawicielka ciała pedagogicznego.
- W głowie?... Ja mam to wszystko w d.... - odpowiada ta druga...
Tak, właściwie to smutny żart...
Jednego jestem pewien. Najszybciej rozwijającą się dziedziną naszej gospodarki jest biurokracja, która już dawno prześcignęła swój carski pierwowzór...
Gdyby ktoś kiedyś wpadł na pomysł, by na cokole uwiecznić samonapędzającą się machinę produkującą niepotrzebne papierzyska, to służę projektem...