Jesienny, mglisty ranek w którym ostatnie klonowe liście tracą swój optymistyczny koloryt. Kiedy wiemy, że "lepiej" to już było i najchętniej zamknęlibyśmy się w ślimaczej muszli by przeczekać... I kiedy wydaje się nam, że wiersz "Jesień" napisaliśmy my , a nie Stachura...
" Zanurzać, zanurzać się
w ogrody rudej jesieni
i liście zrywać kolejno
jakby godziny istnienia
Chodzić od drzewa do drzewa
od bólu i znów do bólu
cichutko krokiem cierpienia
by wiatru nie zbudzić ze snu
I liście zrywać bez żalu
z uśmiechem ciepłym i smutnym
a mały listek ostatni
zostawić komuś i umrzeć"
Piękna poezja i wcale nie wydaje się, ze pochodzi ze strefy 2 metrów poniżej poziomu morza... Z takich rejonów natomiast na pewno są moje dwie rzeźby prezentowane w ujęciach poniżej. Połączenie drewna i kamienia, tworów tak bliskich sobie. Drewniane ciało, kruche i słabe i kamień... Kamień bezlitośnie ciężki i przygniatający... Jak myśli, których nie można przegonić...
Rzeźby wykonane w depresji!
OdpowiedzUsuńJest w tym ziarno prawdy...
OdpowiedzUsuńpierwsza mnie zafascynowała ! wyrzeźbione emocje !
OdpowiedzUsuń