Tak wygląda obecna wersja naszego bohatera...
A jak było przed ?
Parę lat temu wydłubałem kota, który wówczas wydawał mi się dość zabawny i oryginalny. A bo to dziwnie zielony, a to prążki mający, a to ogon taki fikuśny, a to uproszczony przyzwoicie... Jednym słowem, miałem na nosie zielone okulary. Stanął na kuchennym oknie tuż obok mojego miejsca przy stole. Stał tak i stał, a ja mu się przyglądałem i przyglądałem... Po jakimś czasie stwierdziłem, że chyba głowę ma trochę za dużą, pomimo przyjętej konwencji, że nie trzymam się kanonów anatomii... Później przestał mi się podobać ten kolorek zielonkawy. A bo to jakieś takie jarmarczne. I do tego te żółte oczy. To już kicz... Moje uczucie do Pana Zielonki spadło na skali Celsjusza poniżej zera.W takich przypadkach moją pierwszą reakcją jest eksmitowanie obiektu w kierunku pieca. Żal mi się jednak zrobiło tego mięsistego kawałka lipy, który tkwił w środku. A więc dłuto w dłoń i do roboty...
Efekt na pierwszym zdjęciu... Schudł trochę . Łatwiej go pogłaskać. I kolorek jakby bardziej gustowny... Stoi znów na starym miejscu, a ja mu się przyglądam i przyglądam i odwracam głowę żeby mi znowu nie przyszło na myśl brać się za dłuto, bo tym razem drewna starczyłoby chyba tylko na mysz...
Jest kilka rzeźb, których bym chyba nie przerobił, ale reszta musi się trzymać na baczności...
Aha, muszę jeszcze pamiętać, żeby zbytnio się nie przyglądać swojemu odbiciu w lustrze...
Aha, muszę jeszcze pamiętać, żeby zbytnio się nie przyglądać swojemu odbiciu w lustrze...
Zwierzątko mogło po prostu się znudzić. Ciągle taki sam... Dobrze, że był z drewna...
OdpowiedzUsuń;)
OdpowiedzUsuńwiem że jest więcej kotów ..... czy się pojawią ? ;)
OdpowiedzUsuńPowinienem im poświęcić oddzielny post, ale powoli zaczynam dłubać w drewnie i z czasem będzie krucho...
Usuń