Ostatnio przeczytałem kilka książek Terrego Pratchetta. Jego twórczość jest porównywana do tego co stworzył Tolkien. Moim zdaniem to inna półka. Nie chcę robić tutaj jakiegoś rankingu, bo to kwestia gustu, a z nim się nie dyskutuje…
Spodobały mi się natomiast jego przemyślenia dotyczące przeznaczenia człowieka. Sam miał trochę poplątany życiorys, tym bardziej, jest w tym co mówi, wiarygodny.
„Wiesz co jest największą tragedią tego świata? Ludzie, którzy nigdy nie odkryli, co naprawdę chcą robić i do czego mają zdolności. Synowie, którzy zostają kowalami, bo ich ojcowie byli kowalami. Ludzie, którzy mogliby fantastycznie grać na flecie, ale starzeją się i umierają, nie widząc żadnego instrumentu muzycznego, więc zostają oraczami. Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć.”
Nic dodać, nic ująć… Ilu jest wśród nas takich, którzy po niewczasie stwierdzają, że to co robią, nie jest ich ulubioną bajką. Przez cały okres mojej pedagogicznej „kariery” przypominałem rodzicom moich uczniów, że powinni obserwować zachowanie swoich dzieci. Na tej podstawie powinni pomagać w wyborze dalszej drogi życiowej.
Ja dziś robię to co lubię, ale nikt już mi nie zwróci tych lat straconych na zdobywanie wiedzy w dziedzinie, która nigdy mnie specjalnie nie interesowała. A później ciężko przeskoczyć na inne tory… Ciężko dogonić innych…Z drugiej strony, może to i dobrze, bo ileż radości daje samodzielne poznawanie tego, co inni mieli podane na talerzu…
Właśnie jestem na etapie odkrywania nowych rozwiązań formalnych. Próbuję, eksperymentuję… Wydaje się, że wyzwalam się ze skostniałych przez ostatnie lata szablonów. Nawet poczciwy klezmer flecista jest już inny… Czy lepszy? Czy mi to przejdzie?